Założyłam sobie, że przez najbliższe miesiące dokończę różne zaczęte wcześniej projekty. Obiecałam sobie solennie, że nieudane twory wylądują w koszu. Czy te należą do udanych, jeszcze pomyślę (nie oczekuję komentarzy w tej sprawie). W każdym razie był to jakiś krok w dobrą stronę. Przejrzałam stare aniołki i kilka trafiło pod pędzelki. Reszta zasiliła kompost. Też dobry uczynek.
Prezentuję w kolejności powstawania (od najnowszego):
Ten ostatni maluch cierpi na przerost włosów, ale na swoje usprawiedliwienie ma to, że powstawał ponad rok temu, kiedy jeszcze nie za bardzo wiedziałam, jak zrobić porządną masę solną.
O kurczaki.. leżakował rok?? moje, jeśli nieudane, szybciutko lądują w koszu.. choć z bólem serca, przyznaję.
OdpowiedzUsuńFajniutkie te maleństwa :) W niebieskim im do twarzy :)
Ale fajne skrzydlate ludki :)
OdpowiedzUsuńPierwszy aniołek - uroczy ! ;)
OdpowiedzUsuńMaleństwa. Cudeńka.
OdpowiedzUsuńWiesz, z tymi włosami, to nie jedna z nas chciałaby na taki nadmiar pięknych włosów cierpieć :))
Dobrze Ci idzie, ten ostatnio włochaty bombowy
OdpowiedzUsuńAniołki są śliczne, i takie uśmiechnięte więc przepełnione dobrocią :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie
Ula :)
fajowskie :) ten pierwszy mnie złapał za serducho :) A ostatniego na Twoim miejscu zostawiłabym z sentymentu ;)
OdpowiedzUsuńsą prześliczne, zwłaszcza drugi mnie urzekł, a z czym skojarzyły się włosy trzeciego-nie powiem;)
OdpowiedzUsuńdodaję bloga do ulubionych,podoba mi się tu u Ciebie:)))
dziękuję i wolę nie pytać ;) jakoś moje twory mają niezwykły dar rodzenia dziwnych skojarzeń ;).
OdpowiedzUsuń