poniedziałek, 27 czerwca 2011

i jak tu się nie zakochać...

Dziękuję Wam za komentarze. Odpowiadając na nie, dzisiaj będzie długo i wyczerpująco... Ale mam nadzieję, że starczy Wam siły na jeszcze jedną porcyjkę (pewnie krótszą, tym razem).

Najpiękniejsze miejsca w Słowenii, które koniecznie trzeba zobaczyć, to: Alpy, Bled i jezioro Bohinjsko. Tak mówił nasz przewodnik (by Pascal). To prawda, absolutny mus! A dodatkowo my mieliśmy naszych Osobistych Przewodników, którzy pokazali nam dużo więcej urokliwych miejsc.
Nie wiem, które zdjęcia Wam pokazać... wrzucam wszystkie, a potem kilka usunę. 

Mamucia skocznia w Planicy. Druga pod względem wielkości skocznia na świecie. Na szczycie oczywiście zaznaczona / wydrapana obecność Polaków w postaci napisów "Adaś, jesteś najlepszy" :P
Taki widok mają skoczkowie przed skokiem.
Nie muszę pisać że są nieźli... hem? Dodam tylko, że tam, gdzie widzicie świerki po lewej stronie - u podnóża gór, tam stoi nasz samochód (mała smutna plamka).

Kolejny przystanek - jezioro Bohinjskie. Woda była tak czysta, że kiedy patrzeliśmy z mostu widać było dokładnie wszystkie ryby.
 

A tu Bled. Piękne jezioro wśród Alp.
 Po przeciwnej stronie zamek na skale:
 U podnóża tej skały po prawej wieżyczka, czyli coś, co spotyka się na Słowenii na każdym kroku. Coś, co uwielbiam...
 Na środku tego jeziorka jest wyspa z kościółkiem. Płynie się do niej gondolą. 12 Euro od osoby czyli moim skromnym zdaniem skandal w biały dzień! Na dodatek cena nie obejmuje dobrej pogody! Kiedy tam płynęliśmy, a już zwłaszcza, kiedy wracaliśmy, pogoda się zepsuła i nie wyszły nam zdjęcia...
 W tym kościółku na wyspie miałam mini przygodę z pewnym Walijczykiem. W czasie, kiedy robiłam zdjęcie bocznego ołtarza, ów jegomość, siedzący w ławce akurat na trasie mojego obiektywu, odczuł nagle potrzebę wstania i zepsucia mi kompozycji. Po chwili ktoś mu w końcu powiedział, że zasłania. A wtedy on podszedł do mnie, a wszyscy jego znajomi (chór męski, jak się okazało ;)) zaczęli nam robić zdjęcia (?!). Mój Rycerz Kochany w tym czasie był zajęty dzwonem, który spełnia życzenia. Ciekawe, jakie było jego /NIECH JĄ KTOŚ PORWIE ;)))/.

Poniżej nasza ostatnia stacja tego dnia - wodospad. Na zdjęciu nie widać niestety, jaki jest duży. A to tylko jego część..




Dziękuję za uwagę! Miłych snów.

Wie kann man hier sein und sich nicht verlieben?
Hier nur einige Fotos von Orten, die man in Slowenien unbedingt sehen muss: Planica mit der zweitgrößten Skiflugschanze der Welt (Ansicht von oben), Bleder See, Bohinj-See und Savica-Wasserfall.

piątek, 24 czerwca 2011

tu powstaje nowy post...

W tym miejscu pisze się kolejny post o Słowenii. Zapraszamy wkrótce.
Zastępczo jest aniołek:
 
Hier entsteht ein neuer Post über Slowenien. Kommen Sie bitte bald wieder ;))

wtorek, 21 czerwca 2011

Jak sen.

Słowenia... zielononiebieski kraj, wielkości Wielkopolski. Dwa miliony ludzi. Dwa (!) uniwersytety. Alpy. Adriatyk. Kras. Ponad połowa kraju to lasy - drugi najbardziej zalesiony kraj Europy, zaraz po Finlandii.

Już prawie mi się wydaje, że mi się to śniło. Muszę szybko pisać, żeby zapamiętać jak najwięcej...
Tylko jak to wszystko opisać? ...

Sobota:
godz. 2:30 - pobudka... eee... Paweł, Ty naprawdę chcesz teraz wstać? Ja idę spać...
godz. 4:44 - uff... no dobra, może i jest terrorystą, ale miał rację. Trochę nam to zajęło. Nareszcie spakowani, wtłoczeni do samochodu, ruszamy przed siebie. Na razie jest... szaro. No... jedziemy sobie na wycieczkę. Dopiero za kilka godzin poczujemy, żeeee... jupi, jedziemy do Słowenii, w naszą podróż życia!


Po drodze na początku wszystko wydawało mi się warte zdjęć. Pierwsza góra. Pierwszy domek za granicą. Zrobiłam ze sto zdjęć przez szyby samochodu. Dopiero potem docierało do mnie, że nie mogę zrobić zdjęcia wszystkiemu, czemu bym chciała. I że zdjęcia nie oddają moich wrażeń. Niestety...


Zostawiliśmy tam kawałek Moni i Pawła.
Nie spodziewaliśmy się. Takich widoków. Takich ludzi! Takiej gościnności. Zostaliśmy przyjęci tak, jak sami byśmy nie umieli nikogo podjąć.

Słowenia nie wzięła się sama z siebie. Jechaliśmy tam do naszych Przyjaciół, poznanych na spotkaniu Taize 1,5 roku temu. W zasadzie wszystko miało być inaczej - miałam tłumaczyć. Z niemieckiego i na niemiecki :). Po południu. Dopiero potem mieliśmy wziąć naszych gości do nas.
Też sobie głupio wymyśliłam ;)
Tak więc Plan z Góry był inny, a objawił się telefonem, tak ok. 11, w środku leniwego sprzątania:

- Nie wiemy, co z Niemcami. Mamy Słoweńców, możemy ich do Was wysłać?
- Jasne. Kiedy...?
- Już jadą...
No i zaraz byli.
Tak poznaliśmy Lukę i Ozbeja.
To znaczy, Lukę i ... tego drugiego Chłopaka, który ma na imię... no.... tak.... jakoś...
Kiedy odjeżdżali, wydawało się nam, że wyjeżdżają nasi bracia. Pierwszą rzeczą, jaką sprawdziliśmy, była odległość do Słowenii. Wcale nie tak daleko.
c.d.n.

na koniec aniołek, który do Słowenii dopiero poleci...
różowy i jako "jeden z...", bo Luka ma 3 siostry:




Es ist unmöglich, dass ich jetzt das alles auf Deutsch schreibe! Entschuldigt mich, bitte, aber niemand würde so lange Posts ertragen. Kann mir jemand helfen, wie ich die deutsche Version in einem anderen Reiter kriegen könnte? Ich meine den gleichen Post, aber zweisprachig, in zwei Reitern?

Aber bevor ich das schaffe: wir sind wieder zu Hause. Slowenien ist wunderschön. Wir haben es nicht erwartet: so nette Leute! So schöne Landschaften! Wir wurden viel besser empfangen, als wir es selbst machen würden. Alles hatte seinen Anfang in dem Taize-treffen, das eigentlich ganz anders hätte aussehen sollen (dachte ich mir). Damals, vor 1,5 Jahren, haben wir Luka und Ozbej getroffen und seit der Zeit haben wir die Reise geplant. Endlich haben wir unsere Freunde besucht!

Und was macht der Engel hier? Er fliegt bald nach Slowenien. Als "einer von...", denn Luka hat drei Schwester!

sobota, 11 czerwca 2011

mogłabym tu zostać...

M: - Mogłabym tu zostać na zawsze...
P: - Odkąd tu przyjechaliśmy, mówisz to w każdym miejscu :)).

Ma rację, powtarzam to z częstotliwością raz na 5 minut. Może mało wiem o świecie, ale nie sądziłam, że może być tak pięknie. Na dodatek nie wpadłam na to, że jeden kraj może być tak różnorodny i ciekawy. Jednym słowem - Słowenia powaliła nas na kolana...
Dzisiaj tylko migawki...








piątek, 3 czerwca 2011

komu w drogę...

...temu pieroga na czoło :O)
Jedziemy na wakacje! Ech... dobrze nam!
To znaczy, na razie to w zasadzie nie wiem, w co ręce włożyć, bo wyjeżdżamy o 2 albo 3, ale... co tam, napiszę jeszcze posta ;)))
W oczekiwaniu na nowe przypomniałam sobie kilka wrażeń z zeszłego roku...

no masz... to ci przebiegła bestia... ryba miała być na końcu, ale wdarła się szturmem jako pierwsza. Ryba ta nie daje sobie w kaszę dmuchać. Wybaczcie brak fachowych nazw, ale jeżeli dobrze pamiętam, ryba ta rodzi się jako samiec, a w razie potrzeby w "rybim stadzie" zmienia płeć :)
Niżej nasze morze... wychowałam się nad nim, ale nie wyobrażam sobie spędzania wakacji leżąc plackiem na piasku w gąszczu ręczników. Za to na takie widoki warto popatrzeć...
wspominałam, że natura jest niesamowita?...


 

...a na koniec Szymbark, dom do góry nogami...(na zdjęciu trafiła się przypadkowo pani - mam nadzieję, że mi wybaczy ;)).

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...