Wiem, że mam meeegaśne zaległości. Muszę Wam dokończyć opowiadanie o Słowenii, a tymczasem w weekend... Słowenia przyjechała do nas!! Ale o tym już w kolejnym poście.
O Słowenii pisałam już sporo, ale tak naprawdę miejsca, które najbardziej mnie oczarowały to Kras i wybrzeże. Może dlatego, że jeszcze mnie nie było w takich śródziemnomorskich klimatach. I dlatego, że nareszcie było tam ciepło i nie padało (mimo, że padało po drodze. Nad morzem jest tam zawsze ciepło i jest to kolejny plus - kiedy zmarzniesz w innej części kraju, zawsze możesz podjechać i wygrzać się w słońcu).
Najpierw był Kras. Nie wiem, czy już to pisałam, ale wydał mi się tak piękny, że zapełniłam prawie całą kartę od aparatu. A później, kiedy pojechaliśmy nad Adriatyk, musiałam kasować... To było bardzo typowe dla tego wyjazdu - ciągle mi się wydawało, że "lepiej być nie może" - aż do kolejnego miejsca.
Dobra, to pokazuję:
Kras - ten termin kojarzy się zazwyczaj z jaskiniami (zjawisko krasowe - czyli m.in. stalaktyty i stalagmity - wzięło swoją nazwę właśnie od tej krainy geograficznej), ale oprócz jaskiń można tam zobaczyć wiele innych cudów natury. Biedne (niesprzyjający klimat), ale niesamowicie urokliwe i klimatyczne miejsce. Na dodatek napotykani tam mieszkańcy odrywali się od zajęć i wychodzili do nas na chwilę pogawędki. Nigdzie jeszcze nie widziałam tak pięknego i przyjaznego zakątka...
Następnie pojechaliśmy zobaczyć coś, czego P. nie mógł się doczekać od kilku miesięcy. Zamek w skale. Przyznaję - robi wrażenie:
Na koniec obiecane morze i ciepełko, za którym teraz wciąż tęsknę. Piran i Portorož:
I znów coś dla wielbicieli zamków. Tym razem położonych na wzgórzu niemal nad brzegiem morza...
no i znów porcyjka ślicznych fotek :)
OdpowiedzUsuńAaaaaa normalnie Ci zazdroszczę! Ech oglądam, wzdycham i...zazdroszczę ;) Cudnie! Przecudnie! Wspaniale...
OdpowiedzUsuń