poniedziałek, 8 października 2012

Candy: moja ukochana zabawka

Właśnie mijają dwa lata, odkąd założyłam mojego supertajnego bloga. Od tamtej pory dużo się u mnie zmieniło, pod wieloma względami. Co jednak bardzo mnie cieszy, to to, że przez ten czas mój blog odwiedziło sporo osób, a niektóre zostały na dłużej. Bardzo dziękuję każdej osobie, która wstąpiła, a jeszcze bardziej tym miłym duszyczkom, które zostały. I aby to uczcić - szykuje się candy. Sprawdźcie tego posta ponownie - więcej niebawem :). Teraz wracam do tego czegoś, co chciałabym Wam podarować.

edit:



i już jestem z powrotem.
Z misiem.
Tych, którym miś się podoba, zapraszam na candy!
Ponieważ losowania stały się podobno nielegalne, proszę, żebyście oprócz wklejenia na swoją stronę podlinkowanego banerka do tego posta, odpowiedziały / odpowiedzieli na pytanie: Co było Twoją ulubioną zabawką i w jakim wieku się nią bawiłaś / bawiłeś? Wybiorę odpowiedź, która najbardziej mi się spodoba. Inne komentarze nie będą brane pod uwagę. Osoby bez bloga proszone są o zostawienie adresu e-mail. Aha, tylko nie piszcie, proszę "bawiłem się nią w XX / XXI wieku".

25 komentarzy :

  1. gratuluję 2 lat i nie mogę doczekać się candy:) tymczasem zapraszam Cię na moje!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystkiego blogowego z okazji 2 urodzinek!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana gratuluję dwóch latek i zyczę kolejnych, byś czerpała z ogrom radość z tego naszego blogowego świata;)
    Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszystkiego najlepszego z okazji drugiej blogorocznicy :)
    Fajnie, że między dzieciątkiem i "normalnym życiem" masz jeszcze czas na swoją pasję i na bloga :)
    Wszystkiego dobrego, Kochana! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. 2 lata to nie byle co ;-) gratuluję i życzę kolejnych udanych lat blogowania :-)
    a co do pytania-miałam dwie ulubione zabawki pluszowego białego kota i niebieskiego słonika z różową kokardką (też pluszowego). Jedną i drugą dostałam jak miałam kilka miesięcy, ale były ulubione przez kolejne 6 lat pobytu u mnie. Kot jeździł na wycieczki, zwiedził między innymi Wrocław, a żeby nie uciekł to miał smycz ze wstążki ;-) Słoń dzielnie towarzyszył mi podczas wizyt w szpitalu na pobieraniu krwi :-)
    Obecnie oba śpią w kartonie na szafie i czekają na kolejne pokolenie ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. śliczne te Twoje maskotki i misiu cudooooo!!!!!!!
    a moja ulubiona zabawka to był piesek, plusz i filc, w kolorze brąz. niewielki - 18 cm. przyniósł mi go Mikołaj w trzeciej klasie szkoły podstawowej. oj co to zwierze przeżywało: jeździł ze mną wszędzie jak to się mówi zwiedziliśmy razem cały świat i pół Ameryki ha ha. Był na wszystkich obozach harcerskich, wędrownych i zimowiskach, później przewędrował ze mną Bieszczady w dłuż i w szerz i inne góry; urwał się mu kawałek łapki - mama doszyła, później dorobiłam mu oko z guzika jak prawdziwe zgubił na Krywym. mało tego jak kupowałam plecak, każdy jeden, to musiał mieć dodatkowy trok z boku żeby można było Pikusia przypiąć. Teraz wyblakł i już nie jeździ ze mną, bo jest za stary, śpi w pudełku na szafie

    OdpowiedzUsuń
  7. Od pierwszego wejścia na Twój blog zakochałam się w Twoim talencie. Robisz niesamowite rzeczy.

    Co do zabawki, to moją ulubioną zabawką była lalka barbie :) wiem, wiem tandetne, ale nie opuszczała mnie nigdy. Bawiłam się nią odkąd przeprowadziliśmy się do nowego domu, aż do dnia pójścia do pierwszej klasy, także gdy miałam lat 5-7. Pamiętam, że jak ją dostałam miała długie włosy, wielkie kolczyki w uszach. Z czasem włosy zostały jej ścięte. Nawet zrobiłam jej grzywkę na całe czoło która z racji sztywnych włosów stała w pionie :) potem obcięłam jej kolczyki, gdyż uważałam, że są już niemodne, a na końcu zgubiłam jej gdzieś jedną nogę (niechcący, naprawdę!):) I mam tę moją kuternogę w piwnicy, aby pokazać swojej córce, której się jeszcze nie dorobiłam :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Zobaczyłam misia i od razu przypomniałam sobie o moim Adasiu. Byłam taka malutka, wiem że mieszkaliśmy wtedy u babci (no takie to były czasy, że na własne mieszkanie trochę się czekało), więc miałam do czterech lat. Adaś wyglądał tak jak ten biały miś, tyle że był niebieski w białą kratkę no i oczywiście był wypchany trocinami. Nie pamiętam wielu rzeczy z tego okresu życia ale Adasia pamiętam doskonale. Pamiętam jak go taszczyłam za łapkę. Pamiętam jak razem siadaliśmy na stołku a tato włączał szpulowy magnetofon i śpiewałam piosenki o Adasiu, ułożone na poczekaniu. Nie ruszałam się nigdzie bez Adasia. Chodziliśmy razem na spacery, razem spaliśmy.
    Niestety z czasem gdy podrosłam zapragnęłam zostać pielęgniarką i Adaś robił za pacjenta, przyjmując na klatę serię zastrzyków z H2O. Znosił to dzielnie, bez pisków i narzekań. Niestety jego trocinowe wnętrzności nie poradziły sobie tak świetnie z kuracją i żywot Adasia dobiegł kresu.
    Dziękuję za to, że spowodowałaś powrót wspomnień z dzieciństwa :).
    Zaraz wklejam informację o candy na swoim blogu. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Wpadłam tu do ciebie przez przypadek, ale na bank zostanę na dłużej ;)
    Ja z dzieciństwa pamiętam mnóstwo pluszaków, bo mając 9 miesięcy miałam niemały wypadek - oparzyłam się :/ i wszyscy kupowali mi pluszaki i tak przez całe dzieciństwo były ze mną: Miś Panda, Kaczuszka, Czerwony Krokodylek, mówiący Miś Kokolino i wiele wiele innych ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Kochana banerek juz jest:)))
    a moja ukochana zabawka z dziecinstwa to byl piesek, ktorego kupil mi tata, jak bylam chora na zapalenie pluc...piesek pozwolil mi szybciej wyzdrowiec...jestem tego pewna;)))!

    OdpowiedzUsuń
  11. Witaj serdecznie, zakochałam się w Twoim misiaczku bez pamięci.
    Poją zabawką z dzieciństwa był Grześ, szmaciana lalka z gumową głową i wełnianymi włosami, dostałam go jako noworodek i mam ją do dziś, czasem wyciągam z czeluści szafy by popatrzeć i przypomnieć sobie miłe chwile. Jeszcze w gimnazjum potrafiłam spakować Grzesia na wycieczkę i ukryć go w czeluściach torby, a poza tym...zabrałam go ze sobą na maturę...i obronę licencjata...matko i córko, wstyd mi jak to czytam:D:D

    OdpowiedzUsuń
  12. W tym misiu można się zakochać ...i to jego rozbrajające spojrzenie ,jakby prosił "przygarnij mnie proszę "
    Gdy byłam mała wakacje zawsze spędzałam u moich ukochanych dziadków. Tam miałam kolegę który dostał od swoich rodziców jo-jo ( taka zabawka w postaci ciężarka -szpulki zawieszonej na sznurku ) pamiętam że i ja bardzo zapragnęłam takie mieć,niestety dziadek nie mógł mi takiego kupić.Następnego dnia zawołał mnie do ogrodu gdzie z kieszeni wyjął własnoręcznie zrobione jo-jo. To nic że był to płaski kamień schludnie zawinięty w złotko od czekolady przewiązany gumką z pętelką, dla mnie to było najwspanialsze jo-jo, a ja byłam najszczęśliwszą ośmiolatką na świecie :)Potem wszędzie je nosiłam, nawet jak poszłam do szkoły kilka razy przemyciłam je w tornistrze bo mama nie pozwalała mi go do szkoły zabierać ..to moje najtrwalsze wspomnienie z dzieciństwa ,innych zabawek nie pamiętam może dlatego że za wiele ich nie miałam oj rozpisałam się ..uciekam i pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  13. ustawiam się i ja w kolejeczce :-)
    moją ulubioną zabawką była lalka którą dostałam kiedy miałam dwa latka była takiej samej wielkości jak ja, miała oczka które zamykała, kiedy się ją przewracało mówiła "mama", jak byłam mała to moja mama o nią dbała później ja ją pielęgnowałam i muszę powiedzieć że choć nie jest już tak piękna jak przed laty to nadal jest u mnie od ponad trzydziestu już lat mam niesamowity sentyment do mniej i choć zabawek miałam różnych wiele to ona zawsze była najukochańsza ...
    info na kwiatynatury.blogspot.com
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja, jak to z dziećmi najczęściej bywa, lubiłam się bawić tym, co do zabawy akurat nie należało. Rodzice i dziadkowie zawsze łapali się za głowę, przy moich wspaniałych pomysłach :) Latem, jak nie ganiałam za chłopakami z kijami pomalowanymi na żółto udając Power Rangers (oczywiście udawałam zawsze azjatycką wojowniczkę, bo różowy był obciachowy), to zabierałam babci z kuchni wszystkie słoiki i hodowałam w nich ślimaki, biedronki, koniki polne i wszystkie inne robaczki, jakie mogłam znaleźć. Siedziałam przy tym całymi dniami, karmiąc je i przyglądając ich życiu (szczególnie lubiłam proces rozmnażania się robaczków wodnych, których nazwy do dnia dzisiejszego nie odkryłam). Czy można więc powiedzieć, że moją ulubioną zabawką był słoik?
    A ile miałam lat? Najbardziej pamiętam okres, gdy nie chodziłam do szkoły i mogłam bawić się całymi dniami, więc pewnie jakieś 5/6 lat :)

    OdpowiedzUsuń
  15. witam! gratuluję 2 lat blogowania!
    fajnie, że w Candy jest do wygrania miś bo moja ulubioną zabawką z dzieciństwa był właśnie miś. Kubuś. Małe stworzonko, które chyba kiedyś dostałam od jakiejś nieznanej mi, bezdzietnej ciotki z Anglii. Ta mała Kubusiowa kuleczka była na tyle przeze mnie eksploatowana, że musiała przejść małą "operację" łapki i stała się ona niestety nieco krótsza. Później nastały gorsze lata dla małego Kubusia. Poszedł w kąt, razem z resztą zabawek. Jakieś 2 lata temu, przy porządkach w piwnicy, cześć maskotek ujrzała światło dzienne. A z nimi i Kubuś. Maskotki po lekkim odświeżeniu oddałam pewnej dziewczynce, ale nie miałam serca oddać Kubusia. Nie nadaje się on już niestety do zabawy, został więc w samochodzie i jeździ ze mną w bagażniku do tej pory :)
    Pozdrawiam!
    http://feblik.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  16. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  17. Ja również zapisuję się na Pana Misia dla mojego Krzysia :)

    Moja ulubiona zabawka - hm.. to całkiem dziwna historia....
    Był pewien Stary Dom na wzgórzu, w którym mieszkały dwa Miśki. Jeden czerwony z piszczałką - Muchomorek, a drugi całkiem zwyczajny - szary, ale miał klapnięte uszko, więc pewnie to był Uszatek.
    Niestety te dwa dostojne Miśki zawsze siedziały sobie najspokojniej na jednym z dwóch wielkich, miękich foteli i.... NIE MOŻNA BYŁO SIĘ NIMI BAWIĆ!!!!
    Nie wiem dlaczego nie było można, ale tak postanowiła ich właścicielka I JUŻ! :(
    Mała dziewczynka, czyli ja :), wiedziała, że Miśki były bardzo smutne z tego powodu, więc jak nikt nie widział, skradała się do pokoju, siadała na obrzeżu fotela i cichutko bawiła się z Muchomorkiem i Uszatkiem. Wtedy w ich małych szklanych oczkach pojawiało się życie :) Cieszyła się razem z nimi i wymyślali dalekie podróże, w których mieli mnóstwo przygód.
    Jak tylko na korytarzu domu pojawił się jakiś hałas, dziewczynka szybko kładła Miśki na fotel i chowała się do wielkiej dębowej szafy. Jak się uciszyło, machała im na pożegnanie rączką i na paluszkach biegła do sypialni dla gości i śniła o swych małych Przyjaciołach.
    Minęło wiele lat, dziewczynka zmieniła się w kobietę i coraz rzadziej zaglądała do Wielkiego Domu.
    Pewnego dnia usłyszała, że Stary Dom na wzgórzu będzie miał nowego właściciela i trzeba "uprzątnąć stare graty".
    Pojechała z mnóstwem kartonowych pudeł; składała stare książki, albumy i bibeloty. Jej synek biegał po skrzypiących schodach tam i z powrotem, buszując po Starym Wielkim Domu. Nagle usłyszała głośny śmiech. Pobiegła na górę. Głos dochodził z ostatniego pokoju po lewej stronie. Idąc tam pomyślała: Coś mi to przypomina, ale co?.
    Weszła cicho do pokoju. Jej mały synek siedział na brzegu wielkiego zakurzonego fotela i bawił się Miśkami. Machał ich starymi rączkami, kręcił głowami... Miśkom byłyszczały stare oczy. Ożyły??
    Gdy ją zobaczył krzyknął:
    - Mamusiu, zobacz jakie stare Misie, możemy je zabrać do domu? Będą zawsze ze mną! Tu siedzą same i są takie smutne!
    - Tak, nasz dom będzie dla nich idealnym miejscem - odpowiedziała uśmiechając się do synka i przypominając sobie jej zabawy ze starymi Przyjaciółmi.
    Od tej pory dwa Smutne Miśki nie były już smutne.

    Ucieszyłby nas nowy Pan Miś, którym zaopiekowałby się mały chłopiec. Na pewno nie będzie siedział samotny w fotelu.


    Pozdrawiam
    http://czarymarydori.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  18. Zapomniałam napisać - tajne zabawy w Starym Domu z Miśkami w wieku ok. 5-8 lat :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Ech .... No nie , nie bawiłam się lalkami , misiami również nie bardzo . Wszystkie w miarę ciepłe i bardzo ciepłe pory roku spędzałam na trzepaku , byłam szczęśliwą posiadaczką prywatnego trzepaka :D nie takiego blokowego , na który wspinały się setki dzieciaków.Mieliśmy własny trzepak na ogródku przy domu i mogłam wisieć do góry nogami do woli od wiosny do pierwszych przymrozków i jeżeli trzepak można nazwać zabawką(?) to był moją ulubioną :)Wisiałam jakoby ten leniwiec myśląc o niebieskich migdałach ku rozpaczy Rodzicieli a przestałam (zawieszać się niczym perski dywan) będąc całkiem dorosłą mamą .... Nie , nie dlatego ,że już nie wypadało tak "dyndać" w dorosłym życiu , tylko z troski o własne dziecię, które również "dyndać" chciało.
    Biały Pan Miś jest do zakochania i chętnie się z nim zaprzyjaźnię :)

    OdpowiedzUsuń
  20. one robot was my favorite game at the age of 6:)

    OdpowiedzUsuń
  21. kurczę, takiej naj naj nie miałam, bo zawsze mi było szkoda pozostałych zabawek, wiec zazwyczaj tym pluszaczkom wspólnie organizowałam zabawy, do łózka tez brałam wszystkie, albo się zmieniali seriami. Coz do dziś mi to zostało.
    Ale opowiem ci o zabawce, którą zapamiętałam do końca życia. W zerówce dostałam zabawkę, która nie wiem jak się nazywała, były to dwie czerwone kuleczki plastikowe, połaczone sznurkiem i kóleczko. Trzeba było tak nimi potrzsasać,żeby piłeczki stukały o siebie raz na górze raz na dole. Nie muszę pisać,że robiło to dużo hałasu. Co więcej jako 5 letnie dziecko nie dawałam rady tego zrobić, co mnie bardzo frustrowało. I zabawka od powrotu z przedszkola do wieczoru stukała w całej kamienicy. Mieszkałam wtedy u dziadków. dziadek cierpliwie to znosił, aż d momentu kiedy zmieniłam jej przeznaczenie. Poniewaz sztuczka mi się nie udała, znalazłam kawał sznurka i przywiązałam go do kulek i sobie za szlufkę do spodni z tyłu i tak chodziłam po całym mieszkaniu. Któregoś dnia dziadek nie wytrzymał i wyrzucił zabawkę przez okno w kuchni.
    zawisła tam na drzewie na wysokości naszego okna.
    wisiała tam jeszcze długo po śmierci dziadka.

    Pozdrawiam cieplutko i zapraszam do mnie na candy, Piecyk

    OdpowiedzUsuń
  22. Czas dzieciństwa zawsze kojarzył mi się z drewnianym konikiem, którego dla mnie wystrugał z drewna (wyrzeźbił) mój dziadek :). Konik stał na czterech grubych nogach (nie miał biegunów), za ogon posłużyło mu prawdziwe włosie końskie :) (mieliśmy też prawdziwego konika - dziadek przy czesaniu konia zebrał kilka włosków :)). Nie był pięknie pomalowany (zwykłe surowe drewno), był troszkę koślawy, ale był to najpiękniejszy konik jakiego kiedykolwiek widziałam i co najważniejsze należał do mnie :). Wielkością zbliżony do zwykłego konika na biegunach. Jako, że już od najmłodszych lat uchodziłam za chłopczycę to uwielbiałam wsiadać na niego, chwytałam w rękę miecz (patyczek), w druga tarczę (najczęściej cichaczem porwaną pokrywkę na garnek), czasem też hełm (jakąś czapkę, stary kapelusz dziadka, lub w skrajnym przypadku garnek) i pędziłam w daleki świat walcząc z groźnymi smokami, potworami i innymi strasznymi straszydłami. Oj biedne były kury i kaczki babci :). Odprowadzałam go do stajni (odnosiłam ciężko dysząc z wysiłku), poiłam (razem z dziadkiem nosiłam w małym wiaderku wodę z rzeki płynącej niedaleko), karmiłam trawą, którą własnoręcznie skosiłam (za pomocą udającego kosę patyczka dopomagając sobie ręcznym skubaniem), szczotkowałam i traktowałam zgrzebłem (tylko czasami i pod nadzorem dziadka bo zgrzebło i szczotka były prawdziwe). Oj co za cudowne czasy. Tyle razem przygód przeżyliśmy, kawał świata objechaliśmy, tyle wywrotek zaliczyliśmy (raz nawet skończyło się na złamaniu nogi przez konika - dziadek pobawił się w lekarza i nogę wymienił na nową :)).
    To były cudne czasy. Dostałam go w wieku 4 lat a musiałam się z nim rozstać kiedy skończyłam 8 lat. Niestety wyrosłam i zapewne nie uniósłby mojego ciężaru.
    Kolejna właścicielka konika, moja młodsza siostra, cieszyła się nim niecały rok. Biedny konik złamał dwie nóżki w taki sposób, że nie dało się już tego naprawić.
    Szkoda że nie mam rzeźbiarskiego talentu dziadka bo zrobiłabym taką zabawkę mojemu synkowi :)
    Pozdrawiam i w kolejce się ustawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Jaki słodziak z tego misiaczka. Z ogromną przyjemnością wezmę udział w zabawie.
    Moją ulubioną zabawką z dzieciństwa była laka bobas - dziewczynka bo ma różowe ubranko. Byłam z niej bardzo dumna i szczęśliwa że ją mam. W tamtych czasach (tych trudniejszych) ciężko było o taką lalę. Miałam może około 6-7 lat gdy ją dostałam i bardzo długo się nią bawiłam. Wyglądała jak mały dziudziuś (którego sama się spodziewam na przełomie lutego/marca:)), potrafiła płakać, mówić Mama i Tata i wołała am am ... :D
    Lalkę tą mam po dzień dzisiejszy niestety już nie płacze i nic nie mówi :( stanowi tylko mały rekwizyt w pokoiku dzieci ;)

    pozdrawiam ciepło i zapraszam do siebie.
    Dorota

    OdpowiedzUsuń
  24. Gratuluję dwóch latek blogowania :)
    No a jeśli chodzi o ulubione zabawki, było ich kilka :) Np miś który ma teraz około 30 latek i bawią się nim moi chłopcy :))) Ale najbardziej pamiętam małpkę zielono-żółtą. Prosiłam mamę, żeby przypinała mi ją agrafką do bluzki na ramieniu :) Bawiłam się, że jestem Pippi Lansztrung i miałam swojego pana Nilsona :)
    To był początek szkoły podstawowej :)Małpkę zgubiłam kiedyś w drodze od cioci - do dziś to pamiętam...
    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam na moje candy :)

    OdpowiedzUsuń
  25. Moją ulubioną zabawką z dzieciństwa (mając 5 lat) był drewniany koń na biegunach biało- czerwono- czarny w kolorowe zygzaki na siedzeniu, nie raz z niego spadłam huśtając się na nim zbyt wysoko. Czasami razem z młodszym bratem dosiadaliśmy wiernego rumaka i "galopowaliśmy" po mieszkaniu w poszukiwaniu Indian;o)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że poświęcasz czas, żeby powiedzieć, co myślisz. Czytam wnikliwie wszystkie komentarze i staram się korzystać z konstruktywnej krytyki. Miłego dnia!

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...