Witajcie,
wiem, że duża część z Was ciągle zagląda na mój stary, dobry blog, a spora część tych osób lubi lale, więc chciałam tylko krótko przedstawić Wam moją nową lalę na
moim drugim blogu Woolfriends (klik).
Napracowałam się nad nią, bo rozpisywałam wzór. A wiecie, jak to jest ze mną i pruciem, zwłaszcza kiedy chcę, żeby wszystko było:- ładne
- jak najprostsze do wykonania
- bezbłędne
Więc robiłam, prułam, robiłam, fotografowałam...i już prawie-prawie mam wzór gotowy. Aktualnie moja koleżanka go testuje i myślę, że za kilka dni trafi na DaWandę! Jupi!! W końcu, bo mój mąż ciągle mnie pyta, co ja w ogóle robię tymi rańcami, kiedy wstaję i siedzę przy kompie, albo oglądam filmy machając szydełkiem!
Przy okazji robienia tej lalki pomyślałam sobie, że powinnam częściej pisać o moich frustracjach związanych z szydełkowaniem. Bo jak to najczęściej wygląda? Nie ma mnie, nie ma - a potem pojawiam się z gotową lalką. I wiem, że są osoby, które się frustrują, że one zaczynają, a potem coś im nie wychodzi... a przecież mi tak samo nie wychodzi, tylko o tym nie piszę, żeby Wam nie psuć nastrojów :). Ale tym razem postanowiłam o tym napisać, więc jeśli macie ochotę, możecie się przeklikać na nowy blog.
A co poza tym u mnie? Właśnie kończymy dwutygodniowy etap chorowania na ospę. My - czyli Gabi i ja :). Paweł przyjął swoje kropki w dzieciństwie.
W trakcie wydawało się, że to choróbsko się nigdy nie skończy, a kropek będzie przybywać, aż na ciele nie będzie ani jednego wolnego miejsca, ale ostatecznie jakoś to wszystko poznikało :). Koniec końców, jak to stwierdziła moja realna oraz blogowa koleżanka Beata, przecież my lubimy kropki :))).
Więc jestem znów gotowa do wstawania o 4, żeby dziergać moje lalki :) . Możecie się spodziewać mnie częściej - ale już pod adresem: http://pl.woolfriends.com/
Dobrego weekendu!