Zostałam poproszona przez Kasię z uszytego świata o przyłączenie się do akcji charytatywnej na rzecz hospicjum Cordis. Kasia napisała mi w mailu o konkretnych osobach, które zna: "te dzieci są bardzo chore - a do tego nie mają rodziców". To jedna z najbardziej rozdzierających rzeczy, jaką słyszałam w ostatnim czasie. Jedna lalka nie poprawi sytuacji - ale może wywoła uśmiech na czyjejś buzi. Zaglądają tu bardzo zdolne osoby - jeśli ktoś nie słyszał o tej akcji - to więcej informacji znajduje się tutaj (klik). Część przedmiotów trafi do rąk dzieci, inne zostaną wystawione na aukcjach. A najlepsze jest to, że jest jeszcze dużo czasu na przygotowanie prac. Jestem pewna, że w naszym blogowym świecie jest tyle dobrych dusz, że moja lala nie będzie się czuła samotna.
A co do samej lalki: jest to po etui - konikach kolejna szydełkowa rzecz, która jest w 100 % moja. Nie robiłam jej z żadnego wzoru, powstała w mojej głowie, a następnie wyłoniła się z kłębka. Jaka jest, każdy widzi...
(edit) ...choć niestety zdjęcia nie do końca to pokazują... np. w rzeczywistości lala ma chyba dłuższe nogi niż można wnioskować... jeżeli uda mi się zrobić lepsze, zanim lala odfrunie, uzupełnię post.